lut 24 2020

Moja Mama


Komentarze: 3

 

 

 

 

Moja mama 11 miesięcy temu zmarła nagle w wyniku wypadku samochodowego.  Znalazła się w miejscu, w którym rzadko bywała, w czasie, w którym miała być zupełnie gdzie indziej.  Wierzę, że tak miało właśnie być.  I choć całe życie modliła się: „Od nagłej a niespodziewanej śmierci wybaw mnie Panie”, to Bóg miał w stosunku do niej zupełnie  inny plan.

 

Przez całe życie przygotowywała mnie i mojego brata do swojej śmierci.  Już jak byliśmy dziećmi, słyszeliśmy : „Jak mnie zabraknie , to zróbcie tak…, „… żebyście wiedzieli, jak mnie już nie będzie”.  Czasem mnie to denerwowało, ale w końcu dawałam za wygraną i po raz kolejny słuchałam tych samych instrukcji. Gdy zmarła, zawalił nam się nasz mały świat, bo od dzieciństwa żyliśmy w matrialchalnej rodzinie. Ale po szoku związanym z jej śmiercią i pogrzebem odkryliśmy, że my wszyscy, przez tyle lat przez nią przygotowywani do tej chwili, doskonale wiedzieliśmy co i jak mamy robić , czym się zająć w pierwszej kolejności, i po prostu, jak bez Niej żyć. W końcu nie szczędziła sił i cierpliwie przez całe życie nam to przekazywała.

 

Przyszła do mnie, gdy byłam w półśnie uspokojona lekami, dwie godziny przed śmiercią. Stanęła przy mnie cichutko, tak jak żyła. Krótki moment pożegnania.  Bez słów. Jak otworzyłam oczy, już jej nie było.  I tych słów niewypowiedzianych przeze mnie teraz mi brakuje. Pamiętam za to dobrze słowa, jakie od Niej usłyszałam, gdy widziałyśmy się dzień przed Jej śmiercią, zupełnie nieistotne, ale dla mnie ważne, bo te ostatnie.

 

 Nie miałam okazji ani możliwości porozmawiania z nią przed jej śmiercią.  Po wypadku leżała dwa dni nieprzytomna na Oddziale Intensywnej Terapii pod respiratorem.  Jednak 20 lat pracy z chorymi umierającymi i ich rodzinami nauczyło mnie jak istotne jest pożegnanie.  Ma to wpływ na późniejszą żałobę a często też na przyszłe życie.

 

Stałam więc przy niej, podłączonej do całej aparatury i głęboko wierząc, że mnie słyszy, szeptałam do Niej słowa pożegnania. Wiedziałam, że muszę pozwolić jej odejść. Zapewniłam Ją  więc, że damy sobie bez Niej radę i powiedziałam, że może już spokojnie odejść.  Potem przyprowadziłam do Niej mojego brata i tatę. Każdy z nich pożegnał się z Nią na swój sposób.

 

Nigdy nie zapomnę widoku mojego taty, który przyszedł na to ostatnie spotkanie w garniturze i krawacie. Stanął przy łóżku i prawdziwie  wyznał Jej miłość. „Kocham Cię.  Przez całe życie Cię kochałem” . Pocałował Ją i wyszedł.  Takie wyznanie usłyszałam od mojego taty pierwszy raz w życiu.  Nie wiem, który raz usłyszała je moja mama. Ale myślę, że wtedy właśnie usłyszała je na  pewno.

 

Dori
09 marca 2020, 21:57
Piękna wzruszająca opowieść .Czytajac łzy same lecą. Przykre to jest ze wspaniale kochane osoby tak szybko od nas odchodzą .
Dori
09 marca 2020, 21:56
Piękna wzruszająca opowieść .Czytajac łzy same lecą. Przykre to jest ze wspaniale kochane osoby tak szybko od nas odchodzą .
Ela
26 lutego 2020, 22:26
Ewuniu. Twój opis zakręcił mi łzy w oczach. Nie zdawałam sobie sprawy że w takiej kruchej ( pozornie) Twej istocie jest ukryte tyle sily, milości i czułości. Pięknie to wszystko Twa Mama ukształtowała. Przykro mi że tak szybko odeszła.

Dodaj komentarz