mar 01 2020

Odejdź w spokoju...Tato


Komentarze: 0

 

„ Odejdź w spokoju ….Tato”

 

Pan Józef był jednym z pierwszych pacjentów na naszym oddziale.  Przyjechał  w ciężkim stanie, wyniszczony, znacznie osłabiony, leżący.  Choroba nowotworowa zaatakowała już wiele narządów.

 

Po kilku dniach jego stan pogorszył się znacznie.  Był już nieprzytomny, zaostrzyły się rysy twarzy a oddech okresowo się spłycał. W takiej sytuacji zwykle rozmawiamy z rodziną , że zaczął się  stan agonii i koniec jest bliski.  Tak też zrobiliśmy. Poprosiliśmy na rozmowę jego rodzinę – dwie córki i siostrę i wytłumaczyliśmy, że to jest już czas na pożegnanie.

 

Następnego dnia przyszłam do pracy przygotowana na to, że pana Józefa już nie ma, ale on wciąż żył.  Jego stan nie zmienił się ani odrobinę  w ciągu tego i kilku najbliższych dni. Podjęliśmy kolejne rozmowy z córkami, że może z kimś się jeszcze nie pożegnał, może nie wszystkie sprawy załatwił. Przychodziła więc dalsza rodzina, najbliżsi przyjaciele… i nic.  Agonia trwała dalej.  Kolejne dni pan Józef był z nami, pomimo że nie dało się tego wyjaśnić z medycznego punktu widzenia.  Po prostu nie powinien już żyć. A wciąż żył.  Córki czuwały przy nim nieustannie.

 

I znów  pytania z naszej strony, czy z wszystkimi się pogodził, pożegnał. Był nieprzytomny, nie mówił, więc nie wiedzieliśmy na co czeka.

 

Po kolejnych dniach czekania przyszła do nas siostra pana Józefa z jego córkami. Wyznała, że brat ma syna, z którym nie utrzymywał kontaktów i z którym się nie znają, bo  zerwał kontakty z matką syna przed jego urodzeniem i nigdy już ich nie nawiązał.  Była to tajemnica, którą znał tylko pan Józef i jego siostra.

 

Pomimo szoku jaki przeżyły córki po usłyszeniu tej informacji, zrobiły wszystko, aby znaleźć syna pana Józefa a swojego nieznanego dotąd brata. I udało się.  Nie tylko go odnalazły, ale także namówiły, co z pewnością nie było łatwe, żeby odwiedził  swojego dopiero poznanego  ojca na łożu śmierci.

 

I przyszedł.  Nieśmiały, cichy, zaniepokojony i mocno zagubiony dwudziestokilkuletni mężczyzna. Przyszedł poznać swojego ojca, pożegnać się z nim, a przede wszystkim…przebaczyć mu. Nie wiemy jak przebiegało to spotkanie.  Kiedy wszedł na salę, zamknęliśmy za nim drzwi i zostawiliśmy ich samych.  Możemy tylko się domyślać i sami sobie wyobrazić.

 

Pewnie gdy oswoił się już z widokiem obcego mu umierającego człowieka, który okazał się być jego ojcem powiedział mu parę słów by wreszcie wyznać: „Przebaczam Ci.  Odejdź w spokoju…. Tato”.

 

Wyszedł z sali zapłakany, ale już ze spokojem w oczach i objął swoje dwie nowe siostry. Wtedy płakaliśmy już wszyscy.

 

W nocy po wizycie syna pan Jan zmarł. Zasnął spokojnie, bo załatwił już wszystkie swoje sprawy.

 

 

 

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz