Pozwól jej odejść
Komentarze: 0
Pozwól jej odejść
Ania przyjechała do naszego oddziału w bardzo ciężkim stanie. Miała 35 lat. Znaleziono ją na śmietniku, wychudzoną, wychłodzoną, z niedowładem czterokończynowym, masywnymi odleżynami, z afazją sensomotoryczną (tzn. nie mówiła i nie wiedzieliśmy do końca czy rozumie , co my mówimy do niej). Pogotowie zabrało ją do innego szpitala a po kilku tygodniach trafiła do nas. Nie miała nowotworu. Miała toksyczną, poalkoholową encefalopatię (tzn. uszkodzenie mózgu). Leżała u nas kilka miesięcy. Na początku była mocno wystraszona, bała się, reagowała krzykiem na każdą próbę dotyku. Miała wzrok wystraszonego zwierzęcia. Z czasem przyzwyczaiła się do nas, pozwalała się badać, wykonywać czynności higieniczne, nawet zaczęła się uśmiechać. Czasem udało jej się powiedzieć jakieś pojedyncze słowo, najczęściej „tak” lub „nie”.
Nie wiemy dokładnie jak wyglądała przeszłość Ani. Na portalach społecznościowych sprzed kilku lat widzieliśmy na jej profilu piękną, uśmiechniętą kobietę. Jak potoczyło się jej życie dalej, nie wiemy. Alkohol, najprawdopodobniej narkotyki… Cóż, alkoholizm, zwłaszcza u młodych to ciężkie uzależnienie i choroba. Miała 12- letnią córkę, którą wychowywał jej biologiczny ojciec, bo Ani odebrano prawa rodzicielskie. Wciąż uczę się nie oceniać życia, przeszłości i błędów innych, choć to oczywiście bardzo trudne.
W szpitalu odwiedzała ją systematycznie mama i siostra. Były bardzo troskliwe, ale ze względu na ciężki stan Ani nie mogły jej zabrać do domu. W ciągu tych kilku miesięcy, które Ania spędziła na naszym oddziale, co najmniej kilka razy jej stan pogarszał się. Okresowo pojawiała się niedokrwistość wymagająca przetoczeń krwi, wciąż jakieś nowe zakażenia i kolejne antybiotyki. Za każdym razem wydawało się, że nie da rady, ale wychodziła z tych kryzysów. Były okresy, że trzeba było żywić ją pozajelitowo to znaczy dożylnie, ale jak doszła do siebie, to mogła być już karmiona dousnie. Podczas jednego z takich posiłków, które dawała jej mama, zakrztusiła się i trafiła na OIOM z zachłystowym zapaleniem płuc i niewydolnością oddechową, musiała być zaintubowana. Myśleliśmy, że już do nas nie wróci. A jednak po tygodniu wróciła, lecz już w dużo cięższym stanie.
Po kilku dniach jej stan pogorszył się na tyle, oddechy były tak płytkie, że zadzwoniłam po jej mamę, żeby się z nią pożegnała. Przyjechała natychmiast. Siedziała przy córce, trzymała ją za rękę i powtarzała: „ Walcz Aniu, oddychaj.” – nie pozwalając jej odejść. Ania przeżyła do następnego dnia.
Przed południem mama pojawiła się u Ani jak co dzień. Chwilę po jej przyjściu usłyszeliśmy krzyk: „Aniu, oddychaj, oddychaj. Nie oddycha! „ Przybiegłyśmy z dr Elą, każda z nas stanęła z innej strony łóżka. Ela obserwowała oddech i źrenice, ja przyłożyłam stetoskop do serca. Ania przestała oddychać, żrenice rozszerzyły się, tony serca ucichły, serce przestało bić. Spojrzałyśmy na siebie z Elą porozumiewawczo, po czym zaczęłam mówić, że Ania nie żyje. Na to wszystko mama Ani zaczęła rozpaczliwie krzyczeć:
„ Aniu, nie umieraj, obudź się, Twoja córka Cię pozdrawia, przebaczyła Ci wszystko”. Nagle Ania wydobyła z siebie oddech , żrenice znów zaczęły reagować a serce zaczęło bić. Powróciła, a raczej matka zawróciła ją z tamtej strony. Pierwszy raz tak namacalnie byłam świadkiem odwracania, chwilowego oczywiście procesu umierania, nagłego powrotu do tego świata. Nie wyglądało to wszystko tak spokojnie. Był krzyk, rozpacz, płacz. Musieliśmy długo przekonywać mamę Ani, żeby się uspokoiła, wzięła Anię za rękę i po prostu pozwoliła jej odejść. Nie było to jednak łatwe, choć bardzo Ani potrzebne.
Myślę, że ostatnie, mocne słowa matki Ani o przebaczeniu córki zawróciły Anię z drogi, spowodowały pewnie wyrzut adrenaliny i tym samym coś w rodzaju reanimacji. To też świadczy o tym, że do końca słyszała i odbierała jeszcze pewne bodźce.
Następne kilkanaście godzin to stan agonii Ani. Mama i siostra były przy niej. Zrozumiały, że trzeba pozwolić jej odejść i tym razem już dawały jej przyzwolenie mówiąc, że może spokojnie odejść, że ma wybaczenie córki.
Zmarła następnego dnia, nie było przy niej ani mamy ani siostry. Może nie chciała by były.
Zmarła cichutko. Odzyskała spokój.
Dodaj komentarz