Komentarze (1)
„Czas” to słowo, którego nadużywamy. Kiedy się spieszymy lub robimy zbyt wiele rzeczy na raz , mówimy, że nie mamy na coś, dla kogoś lub dla siebie czasu. Szczególnie lubimy stwierdzenie, że czas to pieniądz, że niby taki dla nas cenny. „Mam jeszcze na to czas”- odkładamy na później różne zadania, marzenia. Najczęściej jednak chyba powtarzamy w bardzo wielu sytuacjach po prostu : „nie mam czasu”. Nie doceniamy znaczenia czasu.
Wyobraźmy sobie jak nagle nabiera znaczenia to zdanie, gdy wypowiada je człowiek, który dowiedział się właśnie, że niedługo umrze. Nie wie czy za parę dni, tygodni czy może miesięcy. To nieistotne. On po prostu nie ma już czasu.
Przed oczami staje mu jego dotychczasowe życie, kiedy wciąż mówił, że na rzeczy mniej lub bardziej istotne będzie jeszcze miał czas a tymczasem go już nie ma. I nagle zaczyna doceniać czas, każdą godzinę, minutę, które mu zostały. To są cenne godziny, dni, tygodnie. Zdarza się, że najcenniejsze w życiu lub najbardziej intensywnie przeżyte.
W książce Erica-Emmanuela Schmitta pt. „Oskar i pani Róża”, którą serdecznie polecam, chory na białaczkę dziesięcioletni chłopiec w ciągu dwunastu dni próbował przeżyć całe swoje przyszłe życie. Tyle tylko miał czasu do przeżycia.
Takie ciężkie doświadczenia mają moi pacjenci. Doświadczenia z szybko upływającym czasem i owocnym jego wykorzystaniem.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie znajoma, trzydziestokilkuletnia dziewczyna. Chciała się spotkać i porozmawiać o chorobie męża. Następnego dnia przyszła i przyniosła wyniki badań. Bardzo zaawansowany rak jelita grubego z przerzutami. Przyznam, że załamałam się jak je przejrzałam. Szybko zadzwoniłam do znajomej onkolog, która potwierdziła moje obawy. Choroba była bardzo zaawansowana i niestety bez najmniejszych szans na wyleczenie. Zaproponowała chemioterapię tylko dlatego, że to był młody, trzydziestoparoletni mężczyzna.
Pamiętam, że to była najtrudniejsza w moim życiu rozmowa (uwierz mi J. jeśli to czytasz). Powiedziałam prawdę, że nic już nie można zrobić, że chemioterapia może tylko na chwilę powstrzymać chorobę. Pamiętam, że powiedziałam, że ten czas, który im został muszą wykorzystać na maxa. Mieli dwójkę małych dzieci. Dotychczas ich życie wyglądało tak jak życie przeciętnych młodych ludzi na tzw. dorobku. Praca, kredyt, budowa domu, dzieci i … kompletny brak czasu dla siebie.
Przez rok praktycznie nie kontaktowałyśmy się. Od naszych wspólnych znajomych dowiadywałam się, że choroba ku zaskoczeniu wszystkich się zatrzymała, J. przestała pracować i razem walczyli o każdą chwilę. Były momenty, że żałowałam tego co jej powiedziałam, bałam się, że byłam zbyt bezpośrednia.
Po roku od naszej rozmowy pewnej nocy odebrałam od J. telefon, że stan męża dramatycznie się pogorszył i wymaga hospitalizacji. Zmarł w szpitalu a ona była przy nim, tak jak przez wszystkie dni ostatniego roku. Potem powiedziała mi, że ta nasza pierwsza rozmowa wstrząsnęła nią bardzo, ale spowodowała że przeorganizowała wszystko w swoim życiu. Wspomniała, że ten ostatni rok życia męża był najbardziej intensywnie przeżytym czasem w ich związku.
Ostatnio rozmawiałam z jedną z moich pacjentek. Jej mąż prosił mnie, bym pomogła mu przekazać żonie niepomyślną wiadomość o kolejnym przerzucie i złym rokowaniu. Pamiętam, że zdziwiła się, gdy w pewnym momencie powiedziałam jej: - Ma pani ten przywilej. Wie pani , że niewiele czasu już zostało. Może pani go wykorzystać jak pani sobie zamarzy, na miarę swoich możliwości oczywiście. Ja nic nie wiem o czasie, który mi pozostał, dlatego tak trudno mi coś zaplanować. Ja też pewnie bym się zdziwiła gdybym usłyszała takie słowa. Ale tak właśnie myślę. Nie szanujemy czasu, który mamy, bo mamy wrażenie, że będzie on trwał w nieskończoność.
Następne dwa opowiadania będą o pacjentkach, które czas, który im został doceniały i wykorzystały.