Archiwum marzec 2020


mar 01 2020 "Będę się wami opiekować" czyli...
Komentarze (1)

 

 

 

 

 

 

 

Pani Elżbieta znalazła się u nas z powodu świeżo rozpoznanej i piorunująco szybko postępującej choroby Creutzfeldta- Jakoba zwanej potocznie chorobą szalonych krów. Miała tzw. idiopatyczną postać tej choroby, bo nie jadała wołowiny i nie znano przyczyn zakażenia.  Ta postać choroby rozwija się nagle, szybko i nieoczekiwanie przyspiesza. 

 

Przyszła do nas na własnych nogach i jeszcze trochę mówiła a po tygodniu leżała już w łóżku, miała zaburzenia przełykania i nie było możliwości porozumienia się z nią.

 

Mąż towarzyszył jej przez cały czas, choć nie było to dla niego łatwe, bo w domu był dwudziestokilkuletni , niepełnosprawny syn ze schizofrenią, który też potrzebował pomocy.  Pewnego dnia podczas codziennej rozmowy o stanie zdrowia żony opowiedział mi  historię, która zdarzyła się kilka miesięcy wcześniej, jeszcze przed rozpoznaniem choroby Creutzfeldta- Jakoba u pani Eli.

 

Oboje z żoną byli religijni, należeli do wspólnoty Kościoła Rodzin. I chociaż życie  doświadczyło ich chorobą wcześniej bardzo zdolnego syna, a panią Elżbietę postępującym zwyrodnieniem rogówki grożącym całkowitą ślepotą, oboje bardzo ufali Bogu i często wspólnie, we wspólnocie czy sami się modlili.  Pewnego dnia, po cotygodniowej piątkowej adoracji Najświętszego Sakramentu pani Ela zwierzyła się mężowi (a nie zwykli byli rozmawiać ze sobą o swoich spotkaniach modlitewnych).

 

- Zdarzyło mi się coś niesamowitego podczas modlitwy -powiedziała – W pewnym momencie pokazał mi się Jezus i ten obraz był bardzo realistyczny. To było niesamowite.  Nigdy nie doświadczyłam czegoś podobnego.

 

- Mówił coś ? – spytał mąż bez niedowierzania, bo jest człowiekiem wielkiej wiary.

 

- Zapytał mnie:  Elu, czy ty mnie kochasz? Czy zrobiłabyś dla mnie wszystko?  Odpowiedziałam mu:      - Panie Jezu , Ty mnie znasz, wiesz, że Ci ufam i kocham Cię.  Zrobię dla Ciebie co tylko chcesz.

 

Wtedy On odpowiedział tylko: Twoje cierpienie będzie krótkie.

 

Długo zastanawiali się  wracając z kościoła w tamten piątkowy wieczór, co mogło oznaczać to osobiste spotkanie. Doszli do wspólnego wniosku, że pani Ela pewnie straci wzrok , ale nie będzie musiała zbyt długo czekać na przeszczep rogówki. Potem w wirze codziennego życia i zmartwień zapomnieli o tej rozmowie. Systematycznie uczęszczali na spotkania wspólnoty Kościoła Rodzin i tam na jednym z nich znajomy – medyk zwrócił uwagę , że według niego u pani Elżbiety pojawiły się pewne niepokojące objawy neurologiczne, poradził wizytę u neurologa.

 

Gdy pojawili się u neurologa wszystko potoczyło się już lawinowo- dwie diagnostyczne hospitalizacje na Oddziale Neurologicznym, szybki postęp choroby a po miesiącu pani Ela znalazła się już na naszym Oddziale.

 

Przestała mówić po kilku dniach pobytu u nas. Co dziwne jednak, na chwilę udało jej się wydobyć jeszcze kilka zdań. Pewnego dnia, gdy odwiedzili ją wspólnie mąż z synem, otworzyła oczy i całkiem przytomnie i świadomie powiedziała: „Będę się Wami opiekować”.  Potem już nie mówiła, nie przełykała, rzadko otwierała usta.

 

- Nigdy nie chciała leżeć w szpitalu, zawsze się tego bała- mówił jej mąż podczas kolejnej naszej rozmowy.

 

Zmarła cichutko , po kilku dniach.  Jej cierpienie trwało krótko, jak miała obiecane.

 

Wierzę, że dogląda teraz swojej rodziny z innego, lepszego świata.

 

 

 

 

 

 

mar 01 2020 Odejdź w spokoju...Tato
Komentarze (0)

 

„ Odejdź w spokoju ….Tato”

 

Pan Józef był jednym z pierwszych pacjentów na naszym oddziale.  Przyjechał  w ciężkim stanie, wyniszczony, znacznie osłabiony, leżący.  Choroba nowotworowa zaatakowała już wiele narządów.

 

Po kilku dniach jego stan pogorszył się znacznie.  Był już nieprzytomny, zaostrzyły się rysy twarzy a oddech okresowo się spłycał. W takiej sytuacji zwykle rozmawiamy z rodziną , że zaczął się  stan agonii i koniec jest bliski.  Tak też zrobiliśmy. Poprosiliśmy na rozmowę jego rodzinę – dwie córki i siostrę i wytłumaczyliśmy, że to jest już czas na pożegnanie.

 

Następnego dnia przyszłam do pracy przygotowana na to, że pana Józefa już nie ma, ale on wciąż żył.  Jego stan nie zmienił się ani odrobinę  w ciągu tego i kilku najbliższych dni. Podjęliśmy kolejne rozmowy z córkami, że może z kimś się jeszcze nie pożegnał, może nie wszystkie sprawy załatwił. Przychodziła więc dalsza rodzina, najbliżsi przyjaciele… i nic.  Agonia trwała dalej.  Kolejne dni pan Józef był z nami, pomimo że nie dało się tego wyjaśnić z medycznego punktu widzenia.  Po prostu nie powinien już żyć. A wciąż żył.  Córki czuwały przy nim nieustannie.

 

I znów  pytania z naszej strony, czy z wszystkimi się pogodził, pożegnał. Był nieprzytomny, nie mówił, więc nie wiedzieliśmy na co czeka.

 

Po kolejnych dniach czekania przyszła do nas siostra pana Józefa z jego córkami. Wyznała, że brat ma syna, z którym nie utrzymywał kontaktów i z którym się nie znają, bo  zerwał kontakty z matką syna przed jego urodzeniem i nigdy już ich nie nawiązał.  Była to tajemnica, którą znał tylko pan Józef i jego siostra.

 

Pomimo szoku jaki przeżyły córki po usłyszeniu tej informacji, zrobiły wszystko, aby znaleźć syna pana Józefa a swojego nieznanego dotąd brata. I udało się.  Nie tylko go odnalazły, ale także namówiły, co z pewnością nie było łatwe, żeby odwiedził  swojego dopiero poznanego  ojca na łożu śmierci.

 

I przyszedł.  Nieśmiały, cichy, zaniepokojony i mocno zagubiony dwudziestokilkuletni mężczyzna. Przyszedł poznać swojego ojca, pożegnać się z nim, a przede wszystkim…przebaczyć mu. Nie wiemy jak przebiegało to spotkanie.  Kiedy wszedł na salę, zamknęliśmy za nim drzwi i zostawiliśmy ich samych.  Możemy tylko się domyślać i sami sobie wyobrazić.

 

Pewnie gdy oswoił się już z widokiem obcego mu umierającego człowieka, który okazał się być jego ojcem powiedział mu parę słów by wreszcie wyznać: „Przebaczam Ci.  Odejdź w spokoju…. Tato”.

 

Wyszedł z sali zapłakany, ale już ze spokojem w oczach i objął swoje dwie nowe siostry. Wtedy płakaliśmy już wszyscy.

 

W nocy po wizycie syna pan Jan zmarł. Zasnął spokojnie, bo załatwił już wszystkie swoje sprawy.