Komentarze (0)
Krótkie spotkanie człowieka z człowiekiem czyli„czuj się bezpiecznie”
Jako lekarz hospicyjny czy dokładnie medycyny paliatywnej pracuję już ponad 20 lat.
Zajmuję się pacjentami przebywającymi zarówno w oddziale szpitalnym jak i w domu.
To opowiadanie chcę zadedykować zespołowi ludzi, z którymi pracowałam przez większość mojego zawodowego życia w szpitalu św. Jana Bożego w Łodzi. A ponieważ w życiu każdego człowieka przychodzi czas na zmiany, w moim też nadszedł. Będę teraz w innym miejscu, z innymi ludźmi opiekować się chorym człowiekiem, zapewniać mu bezpieczeństwo, spotykać się z nim. Dlatego myślę, że to właściwy czas, aby ludziom, z którymi zawodowo spędzałam do tej pory tyle czasu poświęcić słów kilka a tak naprawdę podziękować im. Wiele im zawdzięczam, wiele się od nich nauczyłam i podobnie jak moi pacjenci, także oni zostawili w moim życiu ślad.
W moim odczuciu ludzie, którzy zajmują się chorym w hospicjum czy oddziale medycyny paliatywnej mają wyjątkowo trudne zadanie do spełnienia. Muszą sprawić, żeby ciężko chory człowiek poczuł się bezpiecznie. Wiadomo, że dla każdego człowieka potrzeba bezpieczeństwa jest jedną z pierwszorzędowych potrzeb. Ale o ile silniejsza jest ta potrzeba u ludzi bezbronnych, osłabionych, z wieloma dolegliwościami, zależnych od innych, ciężko chorych, czy wreszcie umierających. Jak ważna jest ona dla ich najbliższych, którzy sami często borykają się z własną bezradnością, brakiem wiedzy medycznej by móc właściwie pomóc bliskiej osobie.
Z definicji słowo „hospicjum” oznacza gościnę, kiedyś to było miejsce, w którym podróżny, człowiek, mógł uzyskać bezpieczny azyl. Z kolei słowo „paliatywny” pochodzi od słowa „paliatus” czyli okryty płaszczem, bezpieczny.
Dlatego pacjent, który trafia pod opiekę hospicjum czy oddziału paliatywnego powinien czuć się bezpiecznie w sposób szczególny. Dlatego ludzie , których w takim miejscu spotyka to są (głęboko w o wierzę – w ogromnej większości) ludzie o wyjątkowej empatii i wrażliwości na drugiego człowieka. Bo to oni muszą choremu a często też jego rodzinie zapewnić tą jedną z najważniejszych potrzeb- potrzebę bezpieczeństwa. I wszystko jedno gdzie to spotkanie ma miejsce, czy w domu (Hospicjum Domowe) czy w szpitalu (Oddział Medycyny Paliatywnej, Hospicjum Stacjonarne). Po tym spotkaniu, pierwszym i każdym kolejnym pacjent musi poczuć, że wreszcie jest bezpieczny, zaopiekowany.
I gdybym miała odtworzyć z pamięci obrazy, migawki ze spotkań, relacji między człowiekiem – pacjentem a człowiekiem – pielęgniarką, lekarzem, opiekunem, psychologiem, powstałby całkiem pokaźny album wspomnień
Pamiętam pacjentkę, która została przyjęta do oddziału krzycząca, z silnym bólem towarzyszącym każdemu ruchowi i jej pierwszy dialog z jedną z opiekunek medycznych. Ta jak zawsze przedstawiła się na początku i ciepłym, spokojnym głosem uspokajała chorą, uprzedzała o każdej czynności, której pacjentka histerycznie się bała, trzymała za rękę. Udało się przełożyć kobietę z noszy na łóżko a potem uśmierzyć ból. Wcześniej jednak słyszałam, jak chora mówi: „Pani Elu, proszę mnie nie zostawiać, przy pani boję się mniej”. Pomyślałam wtedy, jak ważne jest jaką osobę spotkasz pierwszą w nowym miejscu. Ela dała pacjentce prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Nie tylko wtedy i nie tylko jej.
Inna kobieta tuż po przyjęciu bardzo bała się nowego miejsca. Cóż, „hospicjum” – brzmi trochę strasznie a o przeniesieniu do nas usłyszała chwilę wcześniej. Jednak pierwszą osobą, która się nią zajęła była Ania, zawsze pogodna i uśmiechnięta opiekunka. Zapytana o imię przedstawiła się. Usłyszałam wtedy: „ Czy jak mi będzie źle, to mogę panią zawołać pani Aniu?” -Zawsze- odpowiedziała z ciepłym uśmiechem Ania. Bo takie są właśnie te nasze Anie na oddziale.
Pewnego dnia przechadzając się po oddziałowym korytarzu zauważyłam scenę za drzwiami jednej z sal. Pielęgniarka właśnie chodziła z tacką z tabletkami i rozdawała pacjentom. Weszła do jednej z pacjentek i w tej właśnie chwili usłyszała pytanie: „Czy długo to potrwa? Ile się jeszcze będę męczyć?” Wiesia odstawiła tacę z lekami na parapet, usiadła przy pacjentce i zaczęła z nią rozmawiać. Bo wiedziała, że w tym momencie ta rozmowa jest bardzo ważna. A trzeba wiedzieć, że to bardzo skrupulatna pielęgniarka. O czym i jak długo rozmawiały nie wiem. Usunęłam się wiedząc, że nie mogę być świadkiem tego intymnego spotkania.
Kasia, nasza psycholog jest częstym towarzyszem pacjentów, ale przede wszystkim przyjacielem. Spędza czas z chorymi na wiele różnych sposobów. Czasem można ją zobaczyć robiącą pacjentce manicure lub pedicure z malowaniem paznokci. Wiadomo przecież, że kobiety lubią poplotkować u kosmetyczki. Kawka i ciasteczko z pacjentami to dla Kasi swoisty rytuał. Lubię też czasem słuchać jak czyta chorym np. „Sekretne życie drzew” lub po prostu bajki. Można też na nią liczyć jeśli chce się wyjść na przysłowiowego dymka. Przy papierosku wiele osób otwiera się. Spacer z Kasią po przyszpitalnym parku także dla mnie jest przyjemny, a dla pacjentów to kolejna okazja do rozmowy. Trzeba przyznać, że niejeden z nas – lekarzy, pielęgniarek czy opiekunów zamykał się czasem z nią w jej gabineciku i wypłakiwał swe żale. Takich to spotkań Kasia ma wiele. Za wszystkie jestem jej wdzięczna.
Mariola każdego ranka robiła obchód u wszystkich pacjentów na Oddziale. Kiedyś dlatego, że była pielęgniarką zabiegową i przy tej czynności zawsze pytała o samopoczucie oraz krótko z każdym rozmawiała. Teraz dlatego, że jako pielęgniarka oddziałowa czuwa nad wszystkim. To sprawiało i sprawia, że zawsze zapytana o pacjenta potrafi właściwie ocenić jego problem. Takie często krótkie spotkanie Marioli z chorym daje odpowiedź na wiele pytań. Piękne jest w niej to, że tą troską obejmuje nie tylko pacjentów, ale każdego członka zespołu. I nam wszystkim daje poczucie bezpieczeństwa. Za to jestem i zawsze będę jej ogromnie wdzięczna.
Na zawsze zostanie mi w pamięci obraz Joli , Ali czy brata Ryszarda z różańcem w ręku odmawiających Koronkę do Miłosierdzia Bożego przy umierającym pacjencie. Myślę, że gdy oni byli na dyżurze, żaden pacjent nie odchodził sam. To takie ostatnie, ale jakże ważne spotkanie człowieka z człowiekiem i z Bogiem.
Marzenka uwielbia ludzi starszych. Po prostu kocha staruszków jak własne dzieci. I im bardziej zagubiony, otępiały jest pacjent, tym bardziej przez Marzenkę ukochany. To ona najczęściej ich przebiera ( kobiety najchętniej w słodkie kwiatuszkowe ubranka), karmi czy pielęgnuje. Bardzo niechętnie się z nimi rozstaje i tęskni za nimi, gdy odchodzą. Zawsze ciepła i uśmiechnięta cichutko do nich przemawia. Lubię sobie wyobrażać, że w niebie przywita ją spory tłumek uśmiechniętych staruszków.
Lubię też patrzeć na Kasię, Asię, Ewę, Sylwię czy Agnieszkę w akcji. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Jak trzeba wykonać jakiś trudny zabieg lub wymyśleć rozwiązanie jakiejś zaskakującej sytuacji czy problemu, one są w swoim żywiole, działają, kombinują. Wszystko po to by pomóc pacjentowi. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Nie ma spotkań bezowocnych.
Ela, lekarka. Jej drugie imię to spokój a trzecie empatia. Uwielbiam słuchać jak rozmawia z pacjentami czy rodzinami. Spokój z niej emanujący uspokaja nawet tych najbardziej wylęknionych, zdenerwowanych czy wręcz zirytowanych. Mnie też wiele razy uspokoił. Dziękuję Ci Elu.
Marysia. Nadal nie wiem jak ona o robi, ale nie ma dla niej spraw nie do załatwienia. Jej zdecydowana postawa, działanie a nawet ton głosu z towarzyszącym rozbrajającym uśmiechem otwierają wiele drzwi, zmiękczają serca a pacjentom dają poczucie, że znaleźli się we właściwych rękach. A o to przecież chodzi.
Andrzej, nasz opiekun. Na spotkanie z nim czekają przede wszystkim pacjentki na naszym oddziale. I nie dlatego, że swoją posturą przypomina słodkiego niedźwiadka, ale z powodu jego ciepłego poczucia humoru i gotowości do pomocy nawet, gdy jest zmęczony czy coś mu dolega.
„Dziś będzie dobry dzień”- mówi mi na obchodzie pacjentka, gdy ją badam. –„Dziś na dyżurze jest pani Danusia a o chodzący Anioł” – kończy.
„Bardzo dobry dzień”- myślę patrząc na przechodzącą korytarzem Darię.
I wiele takich Aniołów spotkałam na Oddziale Medycyny Paliatywnej szpitala św. Jana Bożego w Łodzi a imion ich jeszcze wiele.
Bo dobrze jest mieć świadomość obecności Anioła, który czuwa, jest zawsze gotowy do pomocy. Zwłaszcza jak się jest ciężko chorym, w takim miejscu. Wielu z nas kiedyś pewnie znalazło się w podobnej sytuacji. Wtedy obecność drugiego człowieka, takie serdeczne spotkanie może mieć niemal uzdrawiającą moc.
Dziękuję😊