Archiwum 02 czerwca 2024


cze 02 2024 Zostawiłam po sobie ślad
Komentarze (1)

„Zostawiłam po sobie ślad”

12.10.2019
Pani Joasia ma 60 lat i jest aktorką. Występowała przez 25 lat w teatrze Arlekin oraz w jednym z łódzkich teatrów. Ma, a raczej miała piękny głos. Jednego roku wygrała nawet Konkurs Piosenki Aktorskiej.
Potem przyszła choroba – rak ślinianki i długa z nią walka trwająca kilka lat, resekcja, rekonstrukcja i przeszczep żuchwy, chemioterapia… wznowa, zaburzenia przełykania, gastrostomia (czyli rurka wprowadzona bezpośrednio przez skórę do żołądka, żeby móc się odżywiać). Cały czas dzielnie towarzyszył żonie mąż, też aktor.
Do mnie pani Joasia trafiła z powodu bardzo silnego bólu w okolicy guza, który znaczne utrudniał jej funkcjonowanie w domu i wymagał modyfikacji leczenia przeciwbólowego. Po jakimś czasie udało nam się zmniejszyć nasilenie bólu do możliwie najmniejszego.
Pewnego dnia podczas obchodu lekarskiego z części Oddziału, na której znajdował się pokój pani Joasi usłyszałam francuskie piosenki Edith Piaf. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ często dajemy prywatne mini koncerty w pokojach dla chorych. Mamy opiekunkę i dwóch wolontariuszy, którzy grają na keyboardzie, gitarze i pięknie śpiewają . Prawie codziennie chodzą i śpiewają dla pacjentów a nawet z nimi piosenki na życzenie. Zdarza się ,że w środku lata słychać w którejś Sali kolędę, bo jakiś chory takie akurat miał życzenie. Gdy przyszła kolej na wizytę u pani Joasi, okazało się, że to ona właśnie słucha , a raczej ogląda na Youtube wykonanie jednego z utworów Edith Piaf pt. „ Hymn do miłości”.
- „Widzę, że tak jak ja, Pani też lubi francuskie piosenki” – zapytałam na przywitanie. –„Lubię. Nawet sama je śpiewam, a raczej śpiewałam – odpowiedziała. – To moje nagrania ze spektalu pt. „ Ja, Edith Piaf”, w którym śpiewałam kilka z nich”. Po czym odtworzyła mi odsłuchiwane wcześniej przez siebie nagranie. Było pięknie i wzruszająco. Potem opowiedziała mi krótko swoją historię zawodową i chorobową, którą już zresztą znałam.
Nie zadała pytania, które słyszę często: „Dlaczego ja?”. Zadała pytanie: „Dlaczego nowotwór umiejscowił się u mnie w takim miejscu, że uniemożliwił mi od początku pracę w moim ukochanym zawodzie. Czemu nie pojawił się na przykład w brzuchu czy klatce piersiowej? Mogłabym wtedy jeszcze pracować między kolejnymi fazami leczenia?” Nie było w jej głosie buntu czy gniewu tylko bezbrzeżny smutek, który jednak szybko minął i ustąpił miejsca delikatnej refleksji i uśmiechowi. –„ Ale mam te nagrania. To jest mój ślad, który tu zostawiam….”

2.06.2024
Musiało minąć niemal 5 lat, żebym dokończyła tą historię. Po pierwsze dla tego , że jest ona poniekąd najważniejsza. Od niej bowiem wziął się pomysł bloga oraz jego tytuł, od tego właśnie spotkania. A to zobowiązuje. Po drugie – zawsze się wzruszam wspominając te spotkania. A ponieważ zapytałam panią Joasię, czy mogę o niej napisać i otrzymałam zgodę, to bałam się, że nie znajdę właściwych słów jak już odejdzie. I tak właśnie jest. Po trzecie wreszcie i głównie dlatego, że nadeszła pandemia i wiele innych smutnych historii, zdarzeń, w tym właśnie śmierć pani Joanny.
Widziałyśmy się jeszcze przez kilka miesięcy wielokrotnie, bądź w poradni, bądź chwilowo na oddziale. Zawsze towarzyszył jej mąż. Pamiętam nasze rozmowy o paleniu marihuany, niekoniecznie w związku z leczeniem. Pamiętam opowieści męża o tym, jak przygotowywała wigilię, jej ostatnią wigilię. Nie rozmawiali z mężem i synem o jej odejściu. Mąż bardzo się bał tej rozmowy a ona najpewniej o tym wiedziała i chciała go ochronić. Ale każdym gestem, czynnością czy właśnie tą ostatnią wigilijną wieczerzą żegnała się ze swoją rodziną. Kiedyś , dużo wcześniej, jeszcze przed chorobą , pani Joasia kupiła sobie taką maskę do pomalowania. Artystyczna dusza. Nie miała okazji jej pomalować. W końcu się zdecydowała. I jestem przekonana, że to był jej kolejny znak i pamiątka dla rodziny. Według opisu męża połowę maski zajmowały obrazy pięknie przeżytego życia, miejsc, które kochała, druga połowa była smutna i melancholijna.
Umierała w czasie pandemii, rozmawiając z mężem on line, przez tablet, bo oddział był zamknięty dla odwiedzających. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, ona, jej bliscy czy ja. Może dlatego tak trudno kończy mi się tą historię, bo tak bardzo chciałabym, żeby to pożegnanie wyglądało inaczej. Przepraszam.
Tak, Pani Joasiu. Zostawiła Pani po sobie ślad. A ta historia niech będzie małą cząstką tego Pani śladu tutaj, zanim spotkamy się Tam.

P. S. Za zgodą Pani Joasi. Jeśli ktoś miałby ochotę na więcej wspomnień o niej to zdradzę, że ci , którzy pamiętają spektakl telewizyjny pt. „Przygody Pingwina Pik-Poka” – jeden z moich ulubionych, mogą usłyszeć w nagraniach jej głos, bo była narratorem tej bajki.
I wróciły wspomnienia, gdy na you tube poszukałam i wysłuchałam utworu ”Ja, Edith Piaf- Hymn do miłości”. Szczerze polecam. I dziękuję. Za to spotkanie. Za ten ślad.